poniedziałek, 17 lutego 2025
Arianie
niedziela, 18 sierpnia 2024
OFF Festiwal 2024/ Dzień trzeci
Cześć Kochani!
Bardzo przepraszam za przerwę w publikowaniu postów (jeżeli ktoś z niecierpliwością wyczekiwał kolejnego). Dzisiaj postaram się opisać trzeci i ostatni dzień OFF FESTIVALU 2024, a przypadał on na niedzielę. Tego dnia obudziłyśmy się stosunkowo wcześnie, więc nie wyspałyśmy się za bardzo, ale w końcu festiwal, to festiwal nie? Wyspać można się w domu. Opuściłyśmy apartament chwilę po godzinie 11- tej i ruszyłyśmy na śniadanie (drożdżówki i kawę). Miałyśmy ze sobą bagaże i moja koleżanka miała je oddać swojemu tacie, ponieważ po koncertach planowała jechać do domu, a ja musiałam znaleźć jakąś przechowalnię, co było nie lada wyzwaniem- w weekend zazwyczaj wszystkie skrytki bagażowe na dworcu głównym są zajęte, a jeszcze nie udało mi się poznać innych przechowalni bagażu w Katowicach (może ktoś z Was zna i mógłby polecić?). W ostateczności, miałam możliwość zostawienia rzeczy w przechowalni bagażu przed wejściem na festiwal (opłata była taka sama, jak za skrytkę bagażową w przechowalni na dworcu), jednak wizja podróży autobusem festiwalowym razem z walizką trochę mnie zniechęcała, jednak byłam niejako zmuszona zdecydować się na tę opcję, ponieważ, gdy podczas naszego oczekiwania na tatę koleżanki na dworcu, zwolniła się jedna ze skrytek bagażowych, okazało się, że walizka nie zmieści się do niej, z powodu uszkodzonej rączki, która nie składała się do końca, nie miałam więc innego wyjścia. W ogóle, jestem wdzięczna, że przy wejściu na festiwal, ktoś pomyślał, żeby taką przechowalnię bagażu zorganizować. Po śniadaniu i krótkim oczekiwaniu na tatę mojej koleżanki, pojechałam więc z centrum na teren festiwalu sama, w celu sprawdzenia, czy ta przechowalnia rzeczywiście działa, a moja koleżanka miała do mnie dołączyć, kiedy spotka się z tatą.
W czasie, kiedy jechałam z walizką autobusem S1- wiozącym ludzi w kierunku Trzech Stawów, na których odbywał się festiwal, zauważyłam, że zaczęło padać. Miny festiwalowiczów były nietęgie, mimo, iż poniekąd każdy mógł się tego w jakiś sensie spodziewać, przecież zapewne sprawdzał poprzedniego dnia prognozę pogody. W tamtym właśnie momencie, żałowałam, że jednak nie kupiłam peleryny przeciwdeszczowej i zastanawiałam się, jak przetrwam tamtejszy dzień na otwartym powietrzu, cieszyłam się jednak, że mam ze sobą parasol, który chociaż w jakimś stopniu powinien ochronić mnie przed deszczem. Dodam jeszcze, że w tamtym momencie na stopach miałam espadryle, w których wyszłam, z nadzieją, że prognozy pogody okażą się fałszywe, jednak takie się nie okazały i nie odbyło się bez performansu w postaci zmiany obuwia na przystanku, pod trzymanym na ramieniu parasolem. Moją widownią byli ludzie po przeciwnej stornie przystanku, ale najważniejsze jest przecież to, że miałam w torbie buty na zmianę i to nawet całkiem suche, bo dzień wcześniej suszyłam je suszarką (tak, w sobotę również padał deszcz, a ja miałam ze sobą tylko jedne buty, które nie były espadrylami). Kiedy już udało mi się przebrać buty, ciągnąc za sobą walizkę, ruszyłam w kierunku festiwalu. Walizkę zostawiłam w przechowalni bagażu (uff, udało się!), a sama pomaszerowałam do wejścia, gdzie "obmacali" mi torebkę przy bramkach,a później przepuścili już do wejścia, bramy z napisem "OFF FESTIVAL".
Po przekroczeniu wejścia festiwalu, miałam kierować się na scenę T TENT, jednak zatrzymała mnie na chwilę niesamowita muzyka z próby duetu Pola Chobot&Adam Baran na scenie BLIK'a. Wydawało mi się również, że widziałam tam mojego znajomego, który również się przysłuchiwał ale nie podeszłam. Później udałam się już do T Tent, by posłuchać "Dloni" i jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam posłuchać tego zespołu na żywo, ponieważ ich piosenki towarzyszyły mi od 2021 roku albo może nawet wcześniej.
Po koncercie "Dłoni" udałam się nieco dalej, czyli na Scenę Leśną Rossmann, gdzie już za chwilę miał się odbyć koncert zespołu Hoshii, nowego projektu saksofonisty Kuby Więcka. Wtedy już dołąćzyła do mnie moja koleżanka i razem słuchałyśmy koncertu, który był znakomity zarówno pod względem muzyczny, jak i wizualnym (na ekranie po obu stronach sceny wyświetlano wizualizacje postaci Hoshii). Po tym koncercie, moja koleżanka udała się na inny koncert, a ja poszłam do strefy Rossmann'a skorzystać z możliwości zrobienia sobie makijażu festiwalowego (bo dalczego by ie, szczególnie, że kolejka nie była duża). Następnie poszłyśmy na koncert zespołu MARUJA. Szczerze mówiąc, nie wiem, dlaczego zdecydowałam się na pójśćie na ten koncert i zostałam do końca, mimo, iż ich muzyka nie była zupełnie typem muzyki, który słucham.
To było na tyle opowieści na dzisiaj. Prawdopodobnie edytuje tego posta, ale na razie chcę pisać w miarę na bieżąco (choć teraz piszę te wspomnienia po około dwóch tygodniach od zakończenia festiwalu). Powrzucam też pewnie jakieś zdjęcia i jeśli się uda, to filmy. Trzymajcie się więc ciepło i udanego weekendu!
Wasza K.
środa, 7 sierpnia 2024
OFF FESTIVAL 2024/ DZIEŃ 2/ Koncert Grace Jones
Cześć Kochani!
Dopadła mnie już trochę tak zwana pofestiwalowa depresja, dlatego uważam, że to najwyższy czas, by opisać tutaj drugi dzień festiwalu. Ach...drugi dzień festiwalu..chyba najwspanialszy ze wszystkich trzech. Chociaż, wszystkie trzy były wspaniałe. Drugiego dnia przyjechałyśmy na festiwal razem z koleżanką wcześniej, niż pierwszego dnia (w ogóle zapomniałam dodać w poprzednim poście, że pierwszego dnia nie odbyło się bez wejścia do autobusu jadącego w przeciwnym kierunku- na szczęście były to tylko dwa przystanki, niemniej dojechałyśmy troszkę później, niż chciałyśmy). Drugiego dnia czekałam bowiem na jeden koncert- koncert Grace Jones. Udało mi się nawet być w drugim rzędzie od sceny. Niestety, w połowie wyładował mi się telefon, ale najważniejsze są chyba jednak wspomnienia zachowane w mojej pamięci. Postaram się je tutaj opisać. Otóż, po półgodzinnym spóźnieniu, na scenę weszła ikona Grace Jones. Rozpoczęła koncert utworem "Nightclubbing", po czym przeszła kolejno do utworów (nie pamiętam, czy dokładnie w tej kolejnośći)- "My Jamaican Guy", "Slave to the Rhythm", "Demolishion Man", słynne "Libertango (I've seen that face before)", "Private Life", "Walking in the Rain", nieznany mi utwór, następnie piosenka, która ukaże się na nowej płycie, później Amazing Grace i Pull up to the Bumper". Dodam jeszcze, że do każdego z tych utworów miała inną stylizację. W pewnym momencie, przy utworze "Pull up to the Bumper" Grace zsiadła ze sceny na ramiona ochroniarza (a raczej została posadzona) i rękami zaczęła dotykać tłum. Mimo, że byłam blisko, nie udało mi się jej dotknąć, ale sam fakt, że byłam tak blisko, zrobił na mnie niemałe wrażenie. Jeszcze wcześniej Grace zrzuciła ze sceny pałeczki do perkusji, którymi wybijała rytm.Jestem ciekawa, komu udało się je złapać. Zastanawiało mnie też, czy Pan ochroniarz zosstał wcześniej poinformowany, że będzie nosił "na barana" artystkę, bo szczersze mówiąc jego mina podczas tego zdarzenia wskazywała na zdezorientowanie.
Kiedy Grace weszła już na scenę, a było to podczas jednego z jej ostatnich utworów, na audytorium spadło konfetti. To był po prostu wspaniały moment, aż żałuję, że go nie nagrałam.
Pamiętam też, że przed koncertem, jacyś mili Państwo, słysząc, że mówię do koleżanki, że chciałabym dotknąć Grace Jones, zaproponowali mi miejsce przed sobą. Podziękowałam, ale nie skorzystałam i teraz żałuję, bo kiedy stało tam niezagospodarowane puste miejsce, skorzystał jakiś pan i po prostu tam wszedł. Nie wiem dlaczego głupio mi było skorzystać, ale mam nauczkę. Myślę, że jeśli tylko będę miała jeszcze możliwość pójść na koncert Grace, to pójdę na pewno! Show, które robi, zapisze się w mojej pamięci na długo. A powiem tylko, jeśli ktoś nie wie, że ta Pani ma 76 lat! 76! A kręciła hula- hop-em, bez skucia się i ruszała, jak nastolatka! Po tym koncercie miałam taką refleksję, że ja, 23 letnia dziewczyna narzekam czasem, że czegoś się nie da. A ta Pani wykonuje takie show w wieku 76 lat! Wyszłam pełna inspiracji.
poniedziałek, 5 sierpnia 2024
OFF FESTIVAL 2024/ DZIEŃ 1
Hej!
Dzisiaj nad ranem wróciłam do Krakowa po trzech dniach spędzonych na OFF Festival'u w Katowicach. Pierwsze, co zrobiłam, po przyjściu do mieszkania, to zmyłam makijaż, umyłam zęby i poszłam spać, ponieważ mimo, iż byłam pochłonięta energią festiwalu i niesamowitymi doznaniami muzycznymi, stanie przez długi czas oraz sama podróż dały się we znaki (poza tym byłam na nogach do godziny trzeciej przez ostatnie trzy dni, więc uważam, że siedem godzin snu, po których się obudziłam, były mi jak najbardziej potrzebne. Tak jak już mówię, obudziłam się, z tego jakby pięknego snu, bo te trzy dni były niesamowite, przede wszystkim dlatego, że udało mi się zobaczyć i posłuchać na żywo artystkę, której słucham od początku jej kariery, a mowa tu o Sevdalizie- artystce pochodzenia irańskiego, mieszkającej w Holandii. Bilet na festiwal kupiłam między innymi ze względu na jej obecność, ponieważ, do tej pory nie udało mi się być na żadnym z jej koncertów, a muszę Wam powiedzieć, że na żywo jest zjawiskowa, nie tylko dzięki wyjątkowemu wokalowi, ale także tańca, który wykonuje na scenie. To było po prostu wspaniałe! Półtorej godziny to zdecydowanie za mało.. chciała, żeby ten koncert trwał w nieskończoność. Myślę, że moje miłość do twórczości Sevdalizy i zachwyt nad jej twórczością doprowadziły mnie także do wyboru moich pierwszych studiów, czyli Iranistyki. Nie skończyłam ich co prawda, nie będąc w stanie opanować gramatyki opisowej, ale opanowałam alfabet i pojedyncze zdania i myślę sobie, że gdyby dane mi było poznać Sevdalizę, mogłabym przywitać się z nią w jej ojczystym języku i zapytać o kilka rzeczy dotyczące kaju, z którego pochodzi.
Wracając do samego koncertu, to chciałabym się z Wami podzielić również tym, że stałam w drugim rzędzie, prawie przy samych barierkach, a obok mnie stała para znajomych, którzy wymieniali między sobą zabawne komentarze (mam nadzieję, że nie przeczytają tego posta, ale jeśli przeczytałam, to pozdrawiam Ich bardzo, w szczególnośći chłopaka, uśmiałam się bardzo). Pan stojący obok mnie martwił się, czy SEvdaliza nie przeziębi się w tej zimnej Polsce (rzeczywiście tego dnia padał deszcz) oraz zastanawiał się, co takie gwiazdy, jak Sevdaliza i Taylor Swift robią w Polsce pomiędzy koncertami. Bardzo słusznie zresztą, ponieważ my same zastanawiałyśmy się z koleżanką, w jakich hotelach zatrzymują się takie gwiazdy, jak Sevdaliza. Może ktoś z Was zna odpowiedź na to pytanie i miałby ochotę uchylić rąbka tajemnicy?
Drugim wspaniałym koncertem, już na koniec tego dnia, był koncert zespołu Future Islands na Scenie Głównej Perlage. Mimo, że wcześniej nie znałam tego zespołu, koncert bardzo mi się podobał. Wokalista tego zespołu równie dobrze mógłby być aktorem, ponieważ jego interpretacje były znakomite (co nie znaczy wcale, że wokal był gorszy!).
To by było na tyle, jeśli chodzi o koncerty z piątku. W kolejnym poście zrelacjonuję dzień wczorajszy i dzisiejszy, a na razie puszczam w świat to, co mam..:)
Dobrej nocy!
sobota, 25 maja 2024
Halka
Dzień dobry.
Dzisiejszy post będzie kolejną recenzją teatralną. (SPOILER ALERT!). Tym razem będzie to moja próba zrecenzowania spektaklu "Halka" na motywach Halki Włodzimierza Wolskiego i Stanisława Moniuszki w reżyserii Anny Smolar, który miałam przyjemność obejrzeć wczoraj w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Dzień wcześniej uczestniczyłam w warsztatach z Panią Anną Smolar, organizowanych również przez instytucję Narodowego Starego Teatru, co umożliwiło mi szersze zapoznanie się z kontekstem spektaklu oraz historią jego powstania..
"Halka", choć oparta na motywach opery "Halka" Stanisława Moniuszki, posiada wiele różnic, niż to dzieło. Przede wszystkim, spektakl nie korzysta z libretta "Halki", a słowa wypowiadane przez bohaterów, to scenariusz, którego autorkami są Natalia Fiedorczuk i Anna Smolar (Jak dowiedziałam się na warsztatach, do spektaklu weszły również fragmenty zaimprowizowane przez aktorów- min.in początek drugiego aktu). Tytułowa Halka (Aleksandra Nowosadko), tak samo, jak w pierwowzorze Moniuszki jest dziewczyną z chłopstwa, która "zostaje zapłodniona" przez Janusza (Radosłąw Krzyżowski), który z kolei ma ożenić się z Zosią (Magdalena Grąziowska). W pierwszej scenie Stolnik (Roman Gancarczyk)- ojciec Zosi prosi Halkę, by ta poinformowała go o decyzji związanej z dzieckiem, które "zrobił jej" narzeczony jego córki, czy postanowi je usunąć, czy urodzić i wychować. Halka oznajmuje, że nie jest to jego sprawa- cytat ze spektaklu- "Jeśli zobaczy mnie Pan na mieście z wózkiem, to znaczy, że urodziłam, jeśli nie, to znaczy, że usunęłam". "-Czyli nie zamierza mnie Pani poinformować?"
-Oczywiście, że nie, to nie jest Pana sprawa".
Mimo wszystko, w kolejnym akcie, widzimy trzech mężczyzn i Dudziarza (w tej roli Alicja Wojnowska) opiekujących się dzieckiem. Możemy przypuszczać, że jest to dziecko Halki. Janusz płaci alimenty na dziecko. Właściwie nie wiemy, czy Zosia wie, czyje to dziecko. Czy ona w ogóle wie jak powstają dzieci? Ma trzydzieści dziewięć lat i właśnie wyszła za mąż za Janusza, który jest ojcem dziecka Halki, wiejskiej dziewczyny, która darzyła go uczuciem, a z którą on przespał się,bo "emanowała seksualną energią" (są to słowa postaci). Zosia dopiero pod koniec spektaklu decyduje się odejść od Janusza. Staje się świadomą kobietą, która zdaje sobie sprawę, że zasługuje na to, by być z kimś, z kim rzeczywiście będzie ją łączyło uczucie. Staje się przyjaciółką Haliny, która z początku boi się Zosi. Halka nie umiera, pomimo przekonywania przez innych bohaterów, że aby spektakl dział się dalej, to ona musi umrzeć, w tym momencie przytacza historię Teodory Pytko, która, jako chłopka, również zapłodniona przez mężczyznę z wyższego stanu, nie rzuciła się ze skały, jak sugeruje narracja opery Moniuszki, a została żoną mężczyzny z wyższego stanu. Ponadto, nie usługiwała mu, a zachowywała się jak królowa. Halka nie chce powtórzyć losu dramatycznej heroiny, postanawia więc, że nie umrze, a w drugim akcie powraca do domu Janusza,by ujrzeć swoje dziecko.
Spektakl urzeka pod względem feministycznego wydźwięku, a także ukazania czułej męskości. Oglądając go mamy, wrażenie, że wszystko, na co patrzymy jest aktualne, dzisiejsze. Ważną częścią spektaklu jest także muzyka, stworzona przez duet Enchanted Hunters, a także choreografia, której autorem jest Paweł Sakowicz. Podsumowując, bardzo polecam Wam spektakl "Halka" w reżyserii Anny Smolar, jest to zarówno uczta wizualna, jak i muzyczna.
środa, 22 maja 2024
Nieznośna melancholia detalu albo niezadomowienie
Dzień dobry.
Dzisiaj chciałam napisać o wystawie, którą kilka dni temu miałam przyjemność obejrzeć. Wystawa nosi tytuł "Nieznośna melancholia detalu albo niezadomowienie", a jej autorką jest Aleksandra Młynarczyk-Gemza, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie na kierunku Edukacja Artystyczna oraz doktorantka Wydziału Sztuki Uniwersytetu im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Wystawę miałam przyjemność oglądać trzy raz, ponieważ, cytując klasyka "lubię wracać tam, gdzie byłam już..". Za trzecim razem było to oprowadzanie z udziałem artystki, na które poszłam w celu dowiedzenia się większej ilości informacji na temat znajdujących się tam dzieł.
Oprowadzenie rozpoczęło się z opóźnieniem, co zadziałało tylko na moją korzyść, z powodu mojego dziesięciominutowego spóźnienia. Podczas wydarzenia panowała kameralna atmosfera, może też dlatego, że przyszło kilku gości (pojawili się również tacy, którzy zaczęli dołączać w trakcie wydarzenie). Oprowadzanie rozpoczął kurator wystawy Pan Bartłomiej Dobroczyński, przytaczając cytaty z psychologii Freuda. Następnie głos zabrała kuratorka, Pani Marta Dymitrowska. Po wstępie, oddano głos artystce, która podziękowała kuratorom za rzetelne przygotowanie i rozpoczęła opowiadanie o wystawie. Ubrana w zieloną suknię w różowe kwiaty prezentowała się zachwycająco.
Przestrzeń galeryjna została zagospodarowana, jako trzy domy/ mieszkania, które w jakiś sposób są bliskie artystce. W pomieszczeniu, w którym rozpoczęło się oprowadzanie widzimy drewniany stół, nakryty obrusem w pomarańczowe i żółte kwiaty, kojarzący się z czasami Polskiej Republiki Ludowej. Na nim znajduje się wazon ze świeżymi kwiatami lawendy. Wokół wazonu ustawiono filiżanki z herbatą. Pani, która opiekuje się wystawą, zaprasza do poczęstowania się herbatą, zapewniając, że tym dniu jest świeża i przed chwilą została zaparzona. Bez wahania podchodzę i częstuję się, słuchając dalszych opowieści na temat wystawy. na białych ścianach opisywanego przeze mnie pomieszczenia, znajdują się fotografie z mieszkania artystki w latach podczas trwania pandemii (2020/2021), w którym, jak opowiada, mieszkała ze swoim ówczesnym partnerem.Fotografie, podobnie jak obrus stołu utrzymane są w ciepłej, głównie pomarańczowej kolorystyce. Jednak nie wszystkie. Moją uwagę przykuwa fotografia wykonana pod prysznicem, mogąca przywoływać erotyczne skojarzenia. Fotografia przedstawia nogi postaci stojącej pod prysznicem, strumień wody oraz odpływ, do którego inna postać wkłada ręce. Jak się później dowiedziałam, zdjęcie powstało zupełnie przypadkowo.
W kolejnej sali znajdują się fotografie wykonane w mieszkaniu przyjaciela artystki, który w wieku około czterdziestu lat poznaje na platformie randkowej Filipinkę, która chce przeprowadzić się do niego do polski, jednak z jakiegoś powodu nie może. Utrzymują kontakt na odległość. Na zdjęciach widzimy przedmioty oraz fragmenty z mieszkania przyjaciela artystki, a także akt, wśród kiczowatych poduszek. W pomieszczeniu znajduje się miejsce imitujące prysznic, z zawieszoną na karniszu plastikową kotarą we wzór niebieskich rybek. Pod prysznicem znajdują się zdjęcia, przedstawiające środki czystości.
Ostatnia, najmniejsza sala wypełniona zostaje przez instalację dźwiękowo- wizualną, wprowadzającą odbiorcę w zaniepokojenie (a przynajmniej ja miałam takie odczucie). przed ekranem znajduje się stół z białymi wycinankami.
Wystawa, jak już napisałam, nawiązuje do toczącego się mimo otaczającej nas wojny w Ukrainie życia, a także prywatnej przestrzeni mieszkalnej artystki i jej najbliższych. Fotografie umieszczone jako ekspozycja zdecydowanie przykuwają uwagę. Dodatkowo, nieznane mi dotąd, a przytoczone podczas oprowadzania teksty literackie, które zainspirowały artystkę, sprawiły, że poczułam się bardziej wyedukowana w zakresie literatury. Obiektywnie mówiąc, muszę przyznać, że jest to jedna z najbardziej ciekawych wystaw sztuki współczesnej, na jakich miałam przyjemność być w ostatnim czasie.
piątek, 10 maja 2024
Odwaga bycia otwartym
Witajcie!
Piszę ten post ponieważ zauważyłam pewne zjawisko w dzisiejszym świecie. Otacza nas wielu samotnych ludzi, próbujących nawiązać jakiekolwiek relacje, jednak jest też wielu ludzi, którzy na siłę próbują zagadywać inne osoby na ulicy. W ostatnim czasie byłam świadkiem licznych sytuacji, w których młody lub trochę starszy mężczyzna próbował nawiązać ze mną rozmowę, myśląc, że siedzę w danym miejscu sama, ponieważ poszukuję towarzystwa, a ja wyszłam po prostu w celu pobycia samej/ zainspirowania się pięknem otaczającego świata. Muszę przyznać, że bardzo lubię spędzać czas w swoim towarzystwie i wcale nie czuję się z tego powodu samotna. No więc, siedząc sobie w parku, zagadał do mnie jakiś Pan, a, że akurat siedziałam na ławce z kartką i dłgopisem, wykonując czynność pisania, zapytał, o czym piszę. "I'm just writing down my feelings"- odpowiedziałam, ponieważ nie miałam ochoty udzielenia mu wymyślonej odpowiedzi, by uciec od prawdy, którą wcale nie miałam ochoty się z nim dzielić. Kontynuując small- talk, zaczęłam się zastanawiać, kiedy skończy do mnie mówić, ponieważ nie chcąc być niegrzeczna, nie miałam zamiaru powiedzenia mu po prostu "Please, go away" (choć może w niektórych sytuacjach powinnam wykazywać się tą odwagą). Kiedy Pan uświadomił sobie, że jego rozmowa staje się natrętna i niezbyt dla mnie komfortowa, odpuścił i odszedł, życząc mi miłego dnia. Zastanawiałam się, czy poprosi mnie o konto na Instagramie, czy też kontakt na Facebook'u, ale na moje szczęśćie to się nie wydarzyło. Fajnie by było, gdyby mężczyźni, którymi jestem zainteresowana, sami podchodzili do mnie, tak, jak zrobił to ten Pan i kilku innych przed nim. Może jest to kwestia tego, ze Polacy nie są aż tak otwarci, a może dotyczy to po prostu tych konkretnych jednostek. Zdecydowanie częściej podchodzą do mnie obcokrajowcy. Mają w sobie ogromną otwartość, brak lęku przed byciem odrzuconym. Myślę, że pisarka jakichś psychologicznych książek napisałaby ten tekst lepiej, ale mam nadzieję, że jest dla Was zrozumiałe to, co chciałam Wam przekazać.
Życzę Wszystkim udanego długiego weekendu,
Kinga K.
środa, 24 kwietnia 2024
Kwiat Paproci
Dzień dobry
Jakiś czas temu miałam okazję wybrać się na spektakl "Kwiat Paproci". Spektakl został już niestety zdjęty z afisza (ta właśnie informacja o jego pożegnaniu skłoniła mnie do rychłego zakupu W tym poście podzielę się z Państwem wrażeniami.
Spektakl grany był w Teatrze im. Juliusza Słowackiego na dużej scenie i dotyczył losów silnie związanego z Krakowem Stanisława Wyspiańskiego (co jest ostatnio często wybieranym przez twórców teatralnych tematem). Opowiadał o poszukiwaniu przez bohatera- w tym wypadku przez postać małego Stasia kwiatu paproci. Przez kolejne sceny ukazane zostają sceny z życia Stanisława Wyspiańskiego. Jego pobyt u Ciotki, ślub z jej służącą Teodorą Pytko, a następnie proces pisania i prób jego opus magnum, czyli "Wesela", a wcześniej studia w Paryżu i wspólne mieszkanie z Józefem Mehofferem (jedna ze scen ukazuje historię powstania ogromnej ważki na jednym z najbardziej znanych obrazów Józefa Mehoffera, czyli "Dziwny ogród". Spektakl przytacza także historię projektu witrażu, na którego realizację w jego oryginalnej wersji Wyspiański nie otrzymał zgody od proboszcza. Został także przytoczony wątek konkursu na projekt kurtyny do Teatru Słowackiego, którego niestety Wyspiański nie wygrał.
Spektakl był wspaniałym pomysłem na spędzenie czasu. Mimo, iż adresowany był głównie dla młodzieży szkolnej, obejrzałam go z przyjemnością i zaciekawieniem żałując, że w czasach licealnych nie wpadłam na pomysł, by w ramach "lekcji języka polskiego" nie udać się na podobne wydarzenie w ramach poszerzania swojej wiedzy na temat okresu Młodej Polski i jednego z jej najważniejszych twórców.
sobota, 20 kwietnia 2024
Ewa chce spać
Dzień dobry!
Tym razem przychodzę do Was z poleceniem filmowym. Otóż nie dawniej niż wczoraj, miałam przyjemność obejrzeć film "Ewa chce spać" z 1958 roku, w reżyserii Tadeusza Chmielewskiego. Na film trafiłam przypadkowo, widząc ocenę znajomej na platformie "filmweb". Ponieważ bardzo lubię odkrywać filmy z epoki PRL, mając chwilę wolnego czasu, od razu wzięłam się za oglądanie tego filmu.
Sama opowieść o Ewie jest tytułem książki, którą znajduje rzezimieszek w skradzionej od kogoś teczce. Jedną z pierwszych scen jest scena, w której bohaterka przyjeżdża do obcego miasta do szkoły. Dostaje pieniądze od Ciotki jedynie na bilet, więc zważywszy na fakt, że internat, w którym ma mieszkać bohaterka ma otworzyć się dla uczniów dopiero w dzień rozpoczęcia roku, bohaterka nie ma gdzie przenocować. Do jej sytuacji przyczynia się również nieopatrzne znieważenie portiera, poprzez dosypane mu soli do zupy, a także. rozwiązanie jego krzyżówki. Zrozpaczona Ewa przechadza się po ulicy w Piotrkowie Trybunalski, gdzie spotyka Lulka- tamtejszego złodzieja, który próbuje jej sprzedać cegłę. Ewa, nie wiedząc z kim ma do czynienia. Lulek na chwilę zostawia główną bohaterkę samą, a ta postanawia pomóc mu w sprzedaży cegły, proponując jej zakup napotkanemu przechodniowi. Przerażony i zdezorientowany przechodzień od razu ucieka. Ewa zostaje znaleziona przez policjanta, który chce ją zaaresztować, jednak po stwierdzeniu, iż aresztowanie młodej dziewczyny może zostać źle odebrane przez inspektora, podczas jego planowanej wizyty, dziewczyna zostaje wypuszczona i musi nadal szukać noclegu...trafia do hotelu pracowniczego, do którego dostaje się niezauważona przez nikogo...
Resztę filmu musicie Państwo obejrzeć sami. Jest to niezaprzeczalnie uczta dla oczu i uszu oraz gratka dla każdego miłośnika kina lat pięćdziesiątych.
wtorek, 9 kwietnia 2024
Lumpiara z kosmosu
Dzień dobry.
Ostatnio jakoś brak mi weny twórczej, więc decyduję się na bycie offline. Zresztą, zauważyłam, że w ten sposób jest mi łatwiej skupić się na otaczającej mnie rzeczywistości. W ostatnim czasie udało mi się zakupić przepiękną sukienkę w kolorze morskim w jednym z krakowskich second- handów/ lumpeksów- jak kto woli. Osoby, które znają mnie dłużej, wiedzą, że "szperaniem" po "lumpach" zajmuję się hobbystycznie już od jakiegoś czasu- aczkolwiek w tym miejscu dodam, że przez dłuższy czas powstrzymywałam się od zaglądania do jakichkolwiek sklepów tego typu. Stan mojej szafy mówi sam za siebie- ubrania ledwo się mieszczą, a czasem nawet wypadają z szafy. Dopóki nie przeprowadzę się więc do miejsca z większą szafą lub nie sprawię sobie kolejnej (tutaj, gdzie obecnie mieszkam, nie miałabym gdzie wstawić kolejnej szafy) ograniczenie zakupu ubrań jest w moim przypadku rzeczą konieczną.
Trzymajcie się ciepło,
K.
PS.Bardzo zastanawia mnie niska liczba wyświetleń przy ostatnich postach i zastanawiam się, czy jest to związane ze spadkiem zainteresowania światem blogsfery, brakiem zdjęć, czy też mniejszym zainteresowaniem treściami, które tutaj publikuję. Jeśli macie ochotę podzielić się swoją opinią, z chęcią przeczytam ją w komentarzach.